Kultura i rozrywka

  • 17 komentarzy
  • 11013 wyświetleń

Okruchy wspomnień (Nr 11)

Antoni Czajkowski

Felieton nr 11

                                Okruchy wspomnień – Świetlica PSS w Grajewie

     Czy po wojnie, po okupacji, przy powszechnej biedzie mogła ponownie szybko zaistnieć kultura? Pytanie to w pierwszej chwili wydaje się być bezsensowne. Kto myśli o kulturze gdy nie ma co do garnka włożyć? I tak, i nie. Gdy człowiek zorganizuje sobie chociaż minimum egzystencji, to w pierwszym odruchu rozgląda się po otaczającym świecie. Zaczyna kombinować co zmienić aby był mu bardziej przyjazny. Szybko okazuje się, że nadal jest głodny ale kultury. I to jest prawda. Trudno się żyje wśród ludzi bez kultury. Jej brak jest niedopuszczalny w handlu. Niski jej poziom wśród elit politycznych czyni ogromne szkody społeczne. Głód inicjatyw kulturalnych rodzi spontaniczną potrzebę jej tworzenia, ponieważ kultura - jak sumienie - jest wpisana przez Stwórcę w nasze człowieczeństwo. Dlatego człowiek określany jest niekiedy jako homo ludens czyli człowiek zabawowy.                                                        
       W trudnej, powojennej historii Grajewa, chyba od końca lat 40-tych prawie do końca lat 60 – tych funkcję miejskiego centrum kultury pełniła Świetlica SPOŁEM PSS w Grajewie, usytuowana w długim baraku, zniszczonym przez pożar na przełomie lat 60/70. Przez dwadzieścia lat plac Spółdzielni w tym miejscu iskrzył barwnym życiem Grajewian chcących jak najszybciej zapomnieć o niedawnej okupacji. Wyposażona przez kierownictwo PSS w sprzęt i instrumenty muzyczne placówka promieniowała twórczymi pomysłami i zwykłą radością ludzi cieszących się z przebywania ze sobą ale najbardziej i najgłośniej muzyką. Mieszkam do dziś w pobliżu tego magicznego miejsca i kojarzę jego dzieje od początku lat 50-tych. Jako kilkuletniego brzdąca nosiło mnie by poznawać świat wokół domu i pewnego dnia trafiłem na stojący naprzeciwko rampy kolejowej długi, parterowy budynek. Przed jedynym otwartym szerokim oknem stała grupka mężczyzn z zainteresowaniem wpatrująca się do wewnątrz. Słychać było dziwne hałasy, jakby ciche strzały. Wciskałem się pomiędzy nich aż zobaczyłem wszystko. Wspięty na palcach, uczepiony małymi rączkami parapetu podniosłem głowę. Zobaczyłem kogoś celującego z wiatrówki do malutkiej tarczy wklejonej w… umocowaną na kiju pustą słuchawkę telefoniczną. Pewnie przeciwległa ściana była za daleko. Tak odkryłem strzelnicę. Była chyba tam krótko, bo nigdy więcej tego miejsca nie widziałem. W połowie lat 50-tych, gdy byłem w trzeciej lub czwartej klasie Szkoły Podstawowej nr 1, moja pamięć zanotowała Świetlicę z wejściem od podwórka. W pewne popołudnie zwabiony skupiskiem ludzi stanąłem w wejściu łowiąc uchem głos  prowadzącego jakaś imprezę. Z trudem przecisnąłem się do przodu przez tłum widzów w różnym wieku. Był to program rozrywkowy w stylu popularnej wtedy radiowej „Zgaduj- zgaduli”. Akurat rozpoczął się konkurs ze znajomości książek dla dzieci a wiec coś dla mnie. Od drugiej klasy byłem pilnym czytelnikiem biblioteki miejskiej. Trzeba było odgadnąć tytuł bajki od nazwiska autora. Przeczytałem sporo książek i z taką  wiedzą zgłosiłem się jako pierwszy. Po drodze na scenę moja pewność co do prawidłowej odpowiedzi topniała wraz z powtarzającymi się szeptami: „Złota Jabłoń!”, pamiętaj „Złota Jabłoń!” Zaryzykowałem i do domu wróciłem z trofeum o tymże tytule. Ta bajka Jest w naszej domowej bibliotece. Nie pamiętam czy kupiłem ją dla swoich dzieci?... Hm! Chyba nie tamta? Mam ochotę ją przeczytać ale…Nie, nie! Jeszcze mam czas. Słyszałem, że człowiek z wiekiem dziecinnieje… A po mojej wygranej na scenie pojawił się nieco starszy ode mnie Zdzisiek Truszkowski, późniejszy wierny fan naszej dancingowej muzyki. W skeczu ze swoim kolegą jako lekarzem grał przeziębionego pacjenta. Długo rozbierał się z mnóstwa odzieży, po czym wszystko chwycił oburącz ze stołu i poszedł sobie za kulisy ku niby osłupieniu lekarza i prawdziwej uciesze widowni. Wtedy ludzi śmieszyło wszystko, tak samo jak dzisiaj telewizyjne wygłupy pseudo kabaretów.                                                                                     
          Z domu rodzinnego na Kilińskiego miałem do Świetlicy bardzo blisko. Wystarczyło przejść przez drogę na podwórko państwa Górskich, wśliznąć się na końcu w wąskie przejście koło ogródka, gdzie każdej wiosny rósł wcześnie niezwykle smaczny szczypior, rzodkiewka i sałata, i już byłem na miejscu. W taki sposób razu jednego natrafiłem na likwidację ogrodniczo-warzywnej wystawy. Ktokolwiek wtedy przyszedł otrzymywał za darmo eksponaty. Do domu wróciłem z okazałymi fruktami wyrosłymi pod socjalistycznym słońcem: ze słonecznikiem wielkim jak klapa od sedesu i z melonem prawie jak ruski balon. W październiku 1958 roku przez wielkie lampowe radio „Beethoven” usłyszałem smutny komunikat o śmierci papieża Piusa XII. Do tego pełnego czaru miejsca przychodziłem coraz częściej w każdej wolnej chwili. Wyrywałem się po naprędce odrobionych lekcjach aby być tam jak najszybciej. W pewne wakacyjne przedpołudnie przyciągnął mnie do środka jakiś walczyk, grany na dwa akordeony. Jeden z akordeonistów, z gęstą, kędzierzawą czupryną grał pięknie technicznie. Drugi, młody grajewski fryzjer Witold Dymitrow, ćwiczył pod jego kierunkiem najtrudniejsze fragmenty. Instruktorem na tej próbie był Jurek Rzepiński, z którym później wiele lat wspólnie przepracowaliśmy w Państwowej Szkole Muzycznej. Jurek trafił w nasze strony z PSM II st. w Kutnie, zachęcony do przyjazdu przez rodem z Grajewa, szkolnych kolegów puzonistów: Rocha Kowalczyka i Tadeusza Pieniążka. Jego pojawienie się znacznie ożywiła świetlicowe muzykowanie. Jurek grał także na trąbce lub fortepianie w zespole „Ananasy” przemianowanym później na „Tigersi”. Przy tym zespole wykształciła się grupa zdolnych solistów płci obojga. Śpiewali, m.in. Jadwiga Wewersajtys – Golubiewska, żona znanego piłkarza „Warmii” z tamtych lat, Joanna Karpowicz, która zaliczyła epizod wokalny z zespołem „Niebiesko – Czarni”, Wala Rudnicka z Prostek, ciotka słynnego Millera z niemniej słynnych, dzisiejszych „Boysów”, Franek Karwowski, od lat mieszkaniec Ełku. Stały skład grupy instrumentalnej obok J. Rzepińskiego najczęściej tworzyli: Tadeusz Łojewski (perkusja), Grzegorz Kosiorek na kontrabasie, Franek Ninkiewicz – gitara, Zygmunt Klimaszewski (saksofon altowy) i Jan Fabrycki (akordeon). Przez ten skład przewinęli się również: Kazimierz Glinka – trębacz dixielandowy i Krzysztof Zabiegliński – gitara. Z Kaziem Glinką grałem na dancingach a z Krzyśkiem Zabieglińskim współtworzyliśmy szkolny zespół „Pitagoras”. Wiele nazwisk uczestników tego amatorskiego ruchu muzycznego uleciało mi już z pamięci. Nie da się jednak zapomnieć pasji tych ludzi sercem oddanych muzyce. To oni zdobywali dla Grajewa nagrody i wyróżnienia w eliminacjach Festiwalu Piosenki Radzieckiej i na przeglądach spółdzielczych. Oni występowali z okazji świąt państwowych, branżowych, na świetlicowych wieczorkach tanecznych i przy każdej innej okazji. W Świetlicy była nie tylko muzyka aczkolwiek rozpychała się talentami najbardziej. Odbywały się w niej konkursy recytatorskie i turnieje tenisa stołowego. Ba! Powstało nawet prawdziwe Ognisko Baletowe. Zajęcia prowadził Borys Grzeszko, instruktor z Białegostoku a ja, wtedy jeszcze jako uczeń X klasy LO, akompaniowałem na fortepianie. To była moja pierwsza praca za prawdziwe pieniądze. Tak szeroka działalność i twórcza atmosfera w placówce to zasługa Pani kierownik Władysławy Mazurkiewicz. Jej przyjazna  osobowość, uśmiech dla każdego na co dzień i czucie kultury, powodowało że Świetlica przygarniała wszystkich chętnych. Latem gromadziła mnóstwo młodzieży ale to temat na inny, wakacyjny felieton. Działalność Świetlicy SPOŁEM PSS w tamtych, powojennych latach była tak znacząca dla życia kulturalnego miasta, że warta pamięć o niej zachować dla następnych pokoleń. Moja wiedza o tej zasłużonej dla kultury Grajewa placówce jest na pewno niepełna. Szerzej opisałem ten temat w mojej biograficznej książce „Myśli przy fortepianie” wydanej przez Towarzystwo Przyjaciół 9 PSK w Grajewie a także w drugiej pozycji autorstwa Tomasza Dudzińskiego i Barbary Sulewskiej: „100 lat „Społem” w Grajewie (1913-2013)” wydanej przez Grajewską Izbę Historyczną i SPOŁEM PSS w Grajewie Sp. z o.o. Za zgodą Pani prezes Barbary Sulewskiej i Jerzego Rzepińskiego zamieszczam kilka zdjęć z tego wydawnictwa dokumentujących życie kulturalne Świetlicy. Nie mam wątpliwości, że najbardziej uzupełnić moje wspomnienia mogą jeszcze licznie żyjący artyści – amatorzy. Uważam, że ów zjawiskowy przybytek kultury Grajewa tamtych lat wart jest - póki czas - opracowania specjalnej monografii.                                                                                                                                                   
       To tyle, a na razie rzecz o kulturze nieco podsumowując. Na kanwie tych wspomnień warto sobie uświadomić czym dla nas ludzi jest kultura: osobista, instytucjonalna, kultura bycia itp. Nieważne czy amatorska, czy profesjonalna. To klej, spoiwo, rusztowanie... To baza wszelkich stosunków społecznych, niewątpliwie w każdej dziedzinie życia, nie wyłączając sportu i przemysłu. Kulturą można zapobiec awanturze, rozwiązać trudne problemy, można budować dobrą przyszłość, przyjaźń, czystość otoczenia, własny wygląd itd. Jest ważna nawet w detalach.                                                                                                                                                             
       To ostatnie zdanie dedykuję szczególnie wszystkim dzieciom i młodym ludziom, którzy nie zwykli ustępować przejścia dla dziewcząt, kobiet i osób starszych w miejscach publicznych. To, niestety, nasz grajewski standard. Chociaż…? Może rzeczywiście jeszcze smarkato wyglądam?

                                                                        Antoni Czajkowski

Komentarze (17)

Pamiętam panią Władzię Mazurkiewicz. jej nie da się zapomnieć, to kobieta - instytucja. Dlaczego ją pamiętam? Moi rodzice mieli jakieś wspólne sprawy z PSS-em, pamiętam, ze chodziłem do wspominanej przez Tolka świetlicy na zabawy choinkowe. Przypomina mi się też pewna impreza, kiedy to moja mama recytowała wiersz Marii Konopnickiej "W piwnicznej izbie"... Moja żona Grażyna śpiewała i tańczyła w zespole zorganizowanym przez panią Władzię. Przepraszam, nie umiem nazwać Jej inaczej. Znałem też brata pani Władzi, Stryjewskiego, imię mi umknęło. Jeśli, Tolku, masz o nim jakieś wspomnienia, proszę, napisz. To bardzo ciekawa postać...

Pamiętam te czasy.

Jako młody chłopak uczęszczałem takźe do tej świetlicy w której pod okiem pani Mazurkiewicz i Natalii Borkowskiej robiliśmy modele samolotów i latawce.Pani Natalia mając talent malarski przepięknie je malowała.Znałem Brata pani Władzi-pana Strzelczyka pracował w stolarni razem z panem Drażbą a zakład był na ulicy zwanej Cele.Z opowieści przesympatycznej pani Władzi Mazurkiewicz dowiedziałem się że jej drugi z braci zginął w Katyniu.
Autorem zdjęcia grupy ludzi zgromadzonych na placu przed świetlicą byłem ja- oczekiwaliśmy na autobus którym pojechaliśmy na wycieczkędo Krakowa(1966r)negatywy zdjęć dałem dla pana Mikołaja Mołczanowskiego który miał nam wykonać odbitki zdjęć.Nie miałem okazji odebrać bowiem niedługo pan Mikołaj zmarł.Pan TadeuszaMołczanowski także upamiętnił pobyt nasżej wycieczki za pomocą aparatu fotograficznego.Na fotce rozpoznałem Hanię Borkowską,Tadeusza Webra,panią Chmiel,Irenę Romanowską,Basię Wiśniewską oraz panią Niedźwiecką.W wycieczce uczestniczyła także Wandzia Sulewska- późniejsza żona autora "okruchów wspomnień"

Do Zenka: To coś mi się poplątało widocznie w starej głowie, skoro napisałem, że pan Stryjewski był bratem pani Władysławy. Jednak postać pana Stryjewskiego pamiętam, opowiadał o swoich walkach przeciw Niemcom...

Poldek ja także słyszałem,że pan Stryjewski był bratem pani Władzi, być może to drugi z braci zginął w Katyniu.Często chodziliśmy do stolarni do pana Strzelczyka i Drażby po dranki służące do budowy modeli samolotów i latawców.Na spotkaniach w świetlicy często wspominała brata zamordowanego przez sowietów w Katyniu.Jako młody chłopak mało wiedziałem co to był Katyń.Przebywając w latach osiemdziesiątych w stanach zjednoczonych otrzymałem do przeczytania książkę - wydanie londyńskie ( która zapewne trudna byłaby do nabycia nawet na czarnym rynku w Kraju) pt."KATYŃ" przeczytałem ją przez całą noc byłem zszokowany.O tym
w szkołach nas nie uczono.Będąc uczniem Liceum na lekcji historii o temacie Katyń odważnie potrafiła wspomieć pani prof.Aleksiejew.

Pani Władzia do końca była elegancką i piękną kobietą.Być może uda się Tomkowi Dudzińskiemu bliżej poznać historię pani Władzi i jej rodziny.Była bowiem wiernym przyjacielem młodzieży.

Co nieco już wiemy :)
http://www.grajewiak.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=681&Itemid=89

Do Zenka: Dzisiaj, przed godziną rozmawiałem z Tolkiem przez telefon. On twierdzi, że to nie brat Pani Mazurkiewicz, ale Jej mąż zginął w Katyniu. Jak widać, moja pamięć nie jest jeszcze na tej najgorszej pozycji.... Pozdrawiam Cię, Zenku, a także Państwa Kosielskich.

PS. A o Katyniu mówiłem jako nauczyciel swoim uczniom w roku 1981. Uczyłem wtedy historii w szkole nr 4...

A może skoro ma pan taką dobrą pamięć to przypomni sobie a nas uświadomi kto w Grajewie był agentem czy tajnym współpracownikiem? to dopiero by się czytało.

P Apoloniuszu, chcialbym w to wierzyc o tym Katyniu w 1981

Pamiętam panią Władzię i jej brata pana Stryjewskiego,byli moimi sąsiadami z ulicy koszarowej. Pan Stryjewski bardzo pięknie malował, zawsze miał pełne kieszenie cukierków które nam dzieciom rozdawał.Opowiadał nam o bitwie pod MONTE CASINO-ponieważ on tam walczył.Swoje odznaczenia oddał do Izby Historycznej w szkole nr 4,gdzie są teraz nie wiadomo .Izba Historyczna powstała na przełomie 1968-1972.

Poldek masz rację to mąż pani Władzi zginął a nie brat.Stolarnia w której pracował pan Strzelczyk mieściła się w obejściu
gospodarstwa państwa Popków- wjazd z ul.K.Świerczewskiego(obecnie Nowickiego)w ul.Cele
Tą ulicą codziennie na skróty chodziliśmy do szkoły nr.2(obecna 3)Pozdrawiam Cię oraz Tomasza i Tolka z wietrznego miasta w USA.

Chłopaki z PZPR?

Do stary: Tak, mówiłem prawdę o Katyniu klasie ósmej, w której uczyłem historii (skończyłem studia wyższe zawodowe z filologii polskiej i historii). To był chyba pierwszy lub drugi rok moje pracy w "czwórce". Potem uczyłem już tylko j. polskiego. Kilka lat temu, gdy miałem konto w Naszej Klasie, jedna z byłych uczennic napisała do mnie o tej sprawie. Może istotnie nie powinienem o tym wspominać, przecież nie ma się czym chwalić, bo prawdę trzeba mówić zawsze...
Do historia: Znam parę nazwisk grajewskich agentów i tajnych współpracowników z Grajewa. Przede wszystkim tych, którzy na mnie donosili. Nazwisk jednak nie podam, nie mam zamiaru jątrzyć i wypominać. Jedyne, co chcę ujawnić, to fakt, że na liście agentów SB na pewno nie ma mojego nazwiska. Ten fakt można sprawdzić w IPN-ie...
Pozdrawiam serdecznie obu komentatorów.

p. Apoloniuszu zwracam honor,a tak na marginesie czy ktorys z tych osmioklasistow zrozumial o czym pan mowil

Pewnie zrozumieli, skoro niektórzy pamiętali o tym po latach.

Świetlica PSS - barak ten łącznie z placem graniczył z działką mojej babci Heleny Kotyńskiej i praktycznie do czasu wybudowania ROZLEWNI był przedłużeniem jakby naszego podwórka. Byliśmy stałymi bywalcami każdej imprezy wewnątrz lub na zewnątrz świetlicy , często z nosami przyklejonymi do szyby obserwowaliśmy co się tam dzieje , bo bywało, że wypraszano nas ze środka.To były czasy !
Bardzo fajne wspomnienia - dziękuje i niecierpliwie czekam na następne artykuły .

Dodaj zdjęcie do komentarza (JPG, max 6MB):
Informacja dla komentujących
Redakcja portalu nie ponosi odpowiedzialności za treści publikowane w komentarzach. Zastrzegamy mozliwość opóźnienia publikacji komentarza lub jego całkowitego usunięcia.